środa, 8 lutego 2017

Polskość to coś złego?

Polacy to wspaniały naród, jednak mamy jedną wielką wadę – nie potrafimy docenić swoich artystów. W naszej społeczności panuje mentalność, że to co dobre, musi pochodzić z zachodu, a to co złe, to polskie. Przejawia się to w wielu aspektach życia. Bo co byś wybrał – samochód marki polskiej czy angielskiej? Oczywiście, że angielskiej, bo przecież polski pewnie szybko się zepsuje. Wolisz polski czy amerykański film? Zapewne amerykański, bo przecież będzie pełen akcji, wybuchów, a polski opowiada o czasach komunistycznych. Przekonanie, że nasze dzieła są złe przeniosło się, na nieszczęście, również na sferę literatury. Kiedyś szanowana, przeznaczona tylko dla ludzi wykształconych, teraz zaczyna tracić na wartości. A polscy pisarze cierpią na tym najbardziej, bo czy ktoś się z nimi liczy? Nie.


Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego w Polsce jest tak mało książek naszych rodaków? A no właśnie przez naszą mentalność. Większość z nas wchodząc do księgarni, biblioteki, czy nawet przeszukując internet omija działy literatury polskiej, kierując się od razu na tę obcojęzyczną, stwierdzając, że przecież ta jest sto razy lepsza. Czyja to wina? Rodziców? Szkolnictwa? Wydawców? Prawdę mówiąc to wszystkich po trochu. Jednak wydawcy mają najwięcej za uszami, bo przecież to oni na pierwszy plan powinni wyciągać polskie teksty, a nie ciągle wydawać publikacje J.K.Rowling tylko, że w innych okładkach.
Spójrzmy prawdzie w oczy – promocja naszych polskich książek jest niczym w porównaniu z reklamą, wyżej wspomnianej autorki „Harry’ego Pottera”. Jednakże jeśli na okładce pojawi się rekomendacja, dajmy takiego Stephana Kinga, to nawet najgorsza powieść stanie się bestsellerem, bo przecież jeżeli król kryminałów coś poleca, to musi być dobre; nic bardziej mylnego. Niektórzy z was mogą powiedzieć, że przecież wydawcy współpracują z różnymi blogerami czy vlogerami, którzy otrzymują darmowe książki, po czym organizują z nimi konkursy, owszem, ale to tylko ziarnko gorczycy, które nie zawsze kiełkuje.

Często zdarza mi się obserwować sytuacje, w których wydawca nie liczy się z człowiekiem. Bo przecież zmiana treści tekstu, czy jego tytułu bez wiedzy autora jest równoważna z tym, że nikt nie dba o zdanie twórcy, przez co młodzi ludzie coraz częściej decydują się na tak zwany self publishing, czyli samopublikowanie. Prowadzi to do tego, że książki, które nie są wydawana przez wydawnictwa, nie trafiają na półki w księgarniach, dlatego tak rzadko w literaturze młodzieżowej znajdziemy polską twórczość. A jeśli już znajdziemy, to dlaczego po nią nie sięgamy? Jest kilka powodów. Po pierwsze, nasi wydawcy często zatrudniają ludzi, którzy nie znają się na języku polskim, dlatego nadzwyczaj często znajdujemy w literaturze karygodne błędy. Owszem, jesteśmy tylko ludźmi i możemy popełniać błędy, ale jeśli przez całą lekturę powtarzają się błędy ortograficzne, to już jest coś na rzeczy. A jeśli ktoś raz, albo dwa razy napotka na swojej drodze taką książkę, w której znajdują się takie karygodne błędy, to to naprawdę odstrasza od dalszej przygody z polską twórczością.

Dobry wydawca zawsze powinien mieć pieniądze na wydanie powieści, jednak w dzisiejszych czasach rzadko można kogoś takiego spotkać. Bo przecież wszystko opiera się na pieniądzach. Jeśli je masz możesz wszystko; nawet wydać najgorszą książkę świata. Na nieszczęście w Polsce jest to coraz bardziej widoczne. Perełki polskiej twórczości tracą na wartości przez te tysiące nic nie wartych powieści.

Polacy to naprawdę wspaniały naród, ale powinniśmy bardziej doceniać swoje umiejętności. Jeśli natrafimy na jedną złą rzecz, nie potępiajmy od razu wszystkiego co polskie, mówiąc kolokwialnie nie wrzucajmy wszystkiego do jednego wora. Więc następnym razem, gdy wejdziecie do biblioteki, księgarni czy będziecie przeszukiwać internet nie zapomnijcie wejść do działu literatury polskiej – ona jest równie bogata co literatura zagraniczna; dla każdego coś na pewno się znajdzie. 


Anabeth Morgan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz