Część trzecia dostępna tutaj
Zalewa kawę, zostawia miskę w zlewie i wychodzi z kuchni. Jest już ciemno, ale to nic dziwnego, przecież to zima. Nic nie widzi, gdy przechodzi przez korytarz, ale mimo to nie zapala światła. Zatrzymuje się na chwilę pozwalając, by ciemność ją otoczyła, by poczuć jak w niej tonie, jak zostaje przez nią pochłaniana. Po omacku szuka klamki od swoich drzwi. Czuje się trochę dziwnie dotykając całe drzwi, ale w dalszym ciągu nie zamierza zapalać światła. Naciska ją i wchodzi do pokoju, gdzie jak zwykle jest odrobina światła.
Siada na obrotowym krześle i kręci się w kółko pijąc kawę. Przestaje, gdy robi jej się nie dobrze. Nie może zwymiotować, bo wszyscy pomyślą, że znowu coś jest nie tak i zaczną panikować.
Zalewa kawę, zostawia miskę w zlewie i wychodzi z kuchni. Jest już ciemno, ale to nic dziwnego, przecież to zima. Nic nie widzi, gdy przechodzi przez korytarz, ale mimo to nie zapala światła. Zatrzymuje się na chwilę pozwalając, by ciemność ją otoczyła, by poczuć jak w niej tonie, jak zostaje przez nią pochłaniana. Po omacku szuka klamki od swoich drzwi. Czuje się trochę dziwnie dotykając całe drzwi, ale w dalszym ciągu nie zamierza zapalać światła. Naciska ją i wchodzi do pokoju, gdzie jak zwykle jest odrobina światła.
Siada na obrotowym krześle i kręci się w kółko pijąc kawę. Przestaje, gdy robi jej się nie dobrze. Nie może zwymiotować, bo wszyscy pomyślą, że znowu coś jest nie tak i zaczną panikować.
Spogląda
na biurko, a później na laptop leżący na półce. Jest w połowie
„Kapitana Ameryki: Wojny Bohaterów”. Chce zobaczyć jak Steve
wygrywa z Tony’m – jest tego pewna, bo przecież Iron Man nie ma
szans z Kapitanem Ameryką. Jednak to może poczekać. Przenosi wzrok
na biurko.
Chce
znowu spróbować – co jakiś czas postać szkicuje, szukając
sztuki. Wie, że to naiwne, że ona się nie pojawi, ale ciągle
próbuje, a potem, gdy to nie ma odpowiedzi, czuje się jeszcze
gorzej, jest zła na siebie za swoją nadzieję. Wiara to jednak
jedyne co jej zostało.
Podchodzi
do biurka i siada na taborecie. Patrzy na leżącą przed nią
kartkę, czekającą aż zapełni ją swoim pomysłem, swoją
makabryczną wizją. Bierze do ręki ołówek, leżący najbliżej
jej ręki. W tym momencie się zacina. Wie, że to bez sensu. Chowa
twarz w dłoniach. Przeczesuje nimi włosy. Boi się. Nie chce znowu
nie dostać odpowiedzi. Czuje jak w jej środku rośnie kolejna
kariera i wie, że nie może do tego dopuścić.
Pochyla
się nad kartką i już ma zacząć szkicować, gdy instynktownie
wyczuwa, że ktoś jeszcze jest w pokoju. Odwraca się i widzi
swojego tatę. Stoi i patrzy zagadkowo na postać. Wie, że zamierza
znowu spróbować. Wie, że później znowu będzie krzyczeć. Nie
będą to konkretne słowa, tylko jeden długi wrzask. Będzie
kierować go do świata, do sztuki, do siebie, do ludzi wokoło.
Będzie krzyczeć na to, że możemy gasnąć, a nikt poza
najbliższymi tego nie odczuje, na bariery, na strach, na bezradność,
na samotność. Będzie to robić dopóki się nie zmęczy. Następna
godzina będzie się składać z krzyku, przerwy i znowu krzyku i
chociaż dla niego to trochę uciążliwe, nie zamierza powstrzymywać
postaci. Czasem lepiej uwolnić emocje.
– Czy
wszystkie te rysunki są twoje? – pyta. Tylko to udało mu się
wymyślić. Przyszedł tutaj po to, aby sprawdzić, czy wszystko jest
dobrze, ale nie chce dać tego po sobie poznać.
Postać
zamyśla się. Patrzy na tę całą ścianę, pełną dzieł.
Przypomina sobie, jak Tom podawał jej rysunek pustelnika z nożem,
uśmiechając się i mówiąc o tym, jak to zrobił go specjalnie dla
niej. Odtwarza to, jak siedzi obok szkicującego Leo, a ten, gdy już
skończył, wyciąga do niej rękę ze szkicem Kapitana Ameryki.
Przez chwilę przed jej oczami przesuwają się wspomnienia. Tworzą
kalejdoskop chwil. Widzi Simona dającego jej rzeźbę z gliny, którą
niemalże od razu upuszcza i rozbija, a później go ciągle
przeprasza, dopóki nie mówi, że ma przestać i że przecież
zniszczyła coś, co było jej, więc dlaczego go w ogóle
przeprasza. Wraca do swoich urodzin i Adama wyciągającego do niej
rękę z wystruganym przez niego małym krzyżem. Teraz wisi
na rzemyku obok łóżka. Postać jest ateistą, ale Adam od
zawsze wierzył w Jezusa i twierdził, że chciał dać jej coś,
co było dla niego ważne, a ona to docenia. Analizuje kolejne sceny.
Przeplatają się – te, w których coś dostaje i te w których to
ona daje coś innym.
– Nie
– odpowiada w końcu. Słyszy swój głos pierwszy raz od jakiś
dwóch tygodni, albo nawet dłużej – nie jest w stanie tego
stwierdzić, ponieważ wszystkie jej dni zlewają się w nieco tylko
gdzieniegdzie różniącą się jedność. Jest trochę zachrypnięty
i brzmi dla postaci dziwnie. To pewnie, dlatego, że tak długo
go nie używała. Gdy jednak wypowiada to jedno, monosylabiczne
słowo, czuje jak bardzo chce wypowiedzieć też inne słowa. Chce po
prostu mówić i mówić, bo w końcu wie, jak opowiedzieć o tym co
czuje. Ma nadzieję, że jej ojciec zacznie pytać, że zachęci ją
do tego, by mówiła, tak jak robił na samym początku, gdy dopiero
co wyszła ze szpitala. Tym razem mu odpowie. Tym razem wie, jak to
zrobić.
– Aha
– stwierdza tylko i wychodzi. Chce za nim krzyczeć. Chce, żeby
został. Chce, żeby spróbował do niej dotrzeć. Chce, żeby nie
odpuszczał. Chce, żeby był tak uparty, jak na samym początku.
Kieruje
swój wzrok na sufit. Patrzy na wymalowane tam fluorescencyjną farbą
gwiazdozbiory. Leo pomagał jej je namalować. Był milczący, jak
zwykle, ale postać wyczuwała, że podoba mu się ten pomysł.
Zrobiła je po to, aby zawsze pamiętać o gwiazdach, o tym, że
gdzieś są. Teraz jednak patrzy na nie, myśląc o tym głupim
przekonaniu. Oznaczają dla niej ułudę. To trochę tak jak w jej
umyśle. Wymalowała sobie gwiazdy na suficie, aby udawać, że nad
nią jest niebo, że nie jest uwięziona w czterech ścianach.
To nieprawda. Jej zamknięta wewnątrz siebie i choć teoretycznie
wie, gdzie są drzwi, to jednak nie potrafi ich znaleźć.
Kurczowo
zaciska dłoń na ołówku. Musi spróbować. Może nie być odzewu,
ale musi to zrobić. Bo nie jest w stanie żyć bez sztuki.
I
tu koniec.
Nagroda
dla najlepszego pisarza trafia do mnie.
Koniec
Karton
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz