Część pierwsza opowiadania znajduję się tutaj
Bierze kilka uspokajających wdechów i prostuje się. Schodzi z blatu i sprawdza, czy w lodówce jest mleko. Przeczesuje oczami to całe jedzenie, kupione przez rodziców, którego pewnie nikt nie zje i które trafi do kosza. Mleko stoi na górnej półce. Sięga po nie i sprawdza, czy jest świeże. Stawia je na blacie i wyjmuje płatki owsiane, które zauważyła szukając tych kukurydzianych. Nie jest pewna, jak przygotowuje się owsiankę, więc stwierdza, że poczeka, aż mleko się zagotuje i dopiero wtedy wsypie płatki. Schyla się odrobinę, aby wyciągnąć łyżkę, a jej wzrok mimowolnie pada na miejsce, w którym dotychczas były noże. Teraz jednak ich tam nie ma.
Od jakiegoś czasu są tylko te plastikowe, które nie tną porządnie, ale którymi za to nie jest w stanie zrobić sobie krzywdy. Reszta ostrych rzeczy też zmieniła położenie – dziwny objaw troski ze strony rodziców. Czuje wściekłość. Odbiera to jako sugestię co do jej poczytalności, co do tego, że może być niebezpieczna. Zastanawia się, gdzie je schowali i czy trudno byłoby je znaleźć, ale nie zaczyna szukać. Prostuje się tylko i rzuca łyżkę na blat, a ta upada z głośnym brzękiem. Krzywi się.
Bierze kilka uspokajających wdechów i prostuje się. Schodzi z blatu i sprawdza, czy w lodówce jest mleko. Przeczesuje oczami to całe jedzenie, kupione przez rodziców, którego pewnie nikt nie zje i które trafi do kosza. Mleko stoi na górnej półce. Sięga po nie i sprawdza, czy jest świeże. Stawia je na blacie i wyjmuje płatki owsiane, które zauważyła szukając tych kukurydzianych. Nie jest pewna, jak przygotowuje się owsiankę, więc stwierdza, że poczeka, aż mleko się zagotuje i dopiero wtedy wsypie płatki. Schyla się odrobinę, aby wyciągnąć łyżkę, a jej wzrok mimowolnie pada na miejsce, w którym dotychczas były noże. Teraz jednak ich tam nie ma.
Od jakiegoś czasu są tylko te plastikowe, które nie tną porządnie, ale którymi za to nie jest w stanie zrobić sobie krzywdy. Reszta ostrych rzeczy też zmieniła położenie – dziwny objaw troski ze strony rodziców. Czuje wściekłość. Odbiera to jako sugestię co do jej poczytalności, co do tego, że może być niebezpieczna. Zastanawia się, gdzie je schowali i czy trudno byłoby je znaleźć, ale nie zaczyna szukać. Prostuje się tylko i rzuca łyżkę na blat, a ta upada z głośnym brzękiem. Krzywi się.
Czekając,
aż mleko się zagotuje, postać powtarza sobie, jak to dobrze, że
nie ma kukurydzianych płatków, że owsiane lubi bardziej, że są
zdrowsze, ponieważ mają mniej sodu. To nie prawda, ale i tak dalej
to sobie wmawia. Robi to po to, aby nie przyznać, że straciła nad
sobą kontrolę. Manipuluje swoimi wspomnieniami wymazując ten
epizod. Musi tylko jeszcze kilka razy przeanalizować nową wersję –
tę, w której nie przekopuje szafki, tę, w której od razu zamierza
zjeść owsiankę. Wie, że kłamstwa powtórzone wiele razy stają
się prawdą. To dlatego jest ich tak wiele. Podobnie jest z tym, że
wizyty u psychologa i leki pomagają – już prawie w to wierzy.
Według innych, jednak wciąż nie dostatecznie. Ciągle znajdują
nowe rzeczy, które mają pomagać. Powtarzają jak mantrę: „To
zadziała – będzie lepiej”. Dla nich to kłamstwo już stało
się prawdą. Nie chcą wierzyć w to, że niektórych ludzi po
prostu nie da się naprawić. To jak naklejanie na tę rysę, na
kruchym szkle postaci, plastrów, mając nadzieję, że się zrośnie.
To naiwne.
Wystukuje
rytm. To dziwne, że ta część sztuki, muzyka, pozostała. Uśmiecha
się na tą myśl, a potem nagle uświadamia sobie, że się myli.
Muzyka też odeszła. Nie pozostał nawet rytm – zostało tylko
jego poczucie, tęsknota za tym utraconym, za tym prawdziwym, tym
który należał tylko do postaci, nie do pustki – do niej. Tym,
który mógł być przesłuchiwany przez nią bez końca. Zaczyna
stukać bardziej nerwowo. Nie pamięta tytułu piosenki, którą
wystukuje, ale nagle ma jej dosyć. Przestaje to robić.
W
końcu mleko się zagotowuje i może wsypać do niego płatki. Patrzy
jak się sypią i nagle się uśmiecha, a później zaczyna
śmiać. Nie może przestać nawet po odłożeniu ich na blat. Patrzy
na pudełko, myśląc o powolnym rozkładzie świata. Zachwyca się
tym, jakie to głupie uważać płatki (w dodatku owsiane) za
metaforę psucia się materii. Uśmiecha się do pewnego wspomnienia
ze studiów, z czasów, gdy sztuka był obecna, z najszczęśliwszych
czasów.
Przypomina
sobie Simona i jego rzeźby. Były równie fascynujące co sam Simon,
który skończył już studia i wynajmował im mieszkanie, a mimo to
wyglądał na najmłodszego spośród nich wszystkich. Zawsze chodził
w czarnej bluzie, obcisłych spodniach i trampkach. To wydawało się
szczególnie zabawne Tomowi. „Wyobraźcie to sobie: Simon budzi się
wstaje i idąc do szafy rozmyśla nad tym co ubrać. „Hm może
czarną bluzę, spodnie i trampki” myśli. Otwiera szafę i wtedy
pojawia się problem, bo nie wie które z nich wybrać, mimo iż
wszystkie są identyczne” stwierdzał, a oni się śmiali.
Wtedy
na samym początku był dla postaci, kimś nieznanym, jak zresztą
reszta współlokatorów. Wszyscy byli dla siebie po prostu
postaciami. Gdy zaczęli poznawać siebie nawzajem, zaczęli też
stawać się konkretnymi ludźmi. Nie przewidzieli jednak, jak łatwo
stać się na nowo tylko postacią i właśnie tam część się
potknęła. Simon jednak pozostał kimś konkretnym, kimś kto był
wiele kroków przed nimi, kimś z nieograniczoną kreatywnością,
kimś wyprzedzającym wszystkich wokoło, kimś będącym lata
świetlne przed innymi. Jego rzeźby odzwierciedlały to wszystko –
kim i czym był.
Postać
od samego początku była zafascynowana jego pracami. Wykuwał je z
lodu i nagrywał, jak ten powoli się topi lub z miodu, po czym
wypuszczał pszczoły i ukazywał jak lecą w jego stronę. To
było pasjonujące, jednak wyczuwała, że nie wie o nich
wszystkiego. Brakowało kawałka układanki. Zadanie pytania,
wydawało jej się głupie, ale w końcu nie zostały jej już żadne
opcje. Siedzieli w kuchni i właśnie śmiali się z najnowszych
dzieł Toma, gdy stwierdziła, że to dobry moment.
– O
co chodzi z twoimi rzeźbami? – zapytała.
– Co
masz na myśli? – Simon odpowiedział pytaniem na pytanie, lekko
podenerwowany.
– Chodzi
mi o to, dlaczego je tworzysz.
– Po
prostu tak wygląda moja sztuka – odpowiedział zdawkowo.
– Może
trochę rozwiniesz tę
wypowiedź? –
zaproponowała. Simon jednak milczał. Denerwował się. –
Hej, chodzi mi po prostu o to, że one są fascynujące i chcę
widzieć o nich więcej. – Na jego twarzy malowała się
niepewność. – Tak wiem, to głupie.
– Wcale
nie. – Dopiero wtedy Simon się uśmiechnął. Zapadła niezręczna
cisza.
– To,
odpowiesz na pytanie?
– Powiązałeś
kiedyś kształt z materiałem? Przykładowo to serce z lodu. Nie
chodzi mi o jakieś badziewie typu, że coś tam coś tam topi lód w
sercu. Chodzi mi o to, że jeżeli ciągle doświadczamy jakiegoś
uczucia, typu ból z czasem przestajemy go odczuwać. On nie znika,
ale go nie zauważamy. Z czasem nasze uczucia topnieją. Nie znikają
całkowicie. Tylko po prostu z czegoś stałego robi się coś... no
nie stałego. One po prostu ulegają rozkładowi. Są niszczone przez
środowisko i czas. A rzeźba z miodu? To było popiersie
kobiety. Na początku pszczoły do niego garnęły, ale później
straciły nim zainteresowanie. Uroda się nudzi i przemija. Ona też
jest przykładem rozkładu. Jeżeli chodzi zaś, o rzeźbę z
masła...
– Ta
rzeźba.... to jest po prostu chore. Kto normalny rzeźbi coś w
maśle?
– Ej,
to jedna z moich ulubionych prac.
– Czyli
wychodzi na to, że jesteś chorym człowiekiem. Ja za to, jako ktoś
w pełni zrównoważony,
nie chce o niej słuchać.
– Okay.
Rozumiesz już teraz o co w tym chodzi?
– To
trochę głupie.
– Wcale
nie. Nie istnieje coś takiego jak głupia idea.
– A
co z ideami Hitlera lub Stalina?
– Okay,
jednak istnieje. Ta jednak wcale nie jest głupia. Niemalże wszystko
na tym świecie można określić jako definicję rozkładu. Staram
się tylko przekazać to ludziom, którzy nie widzą tego w
codziennym życiu. Ja dostrzegam to wszędzie – stwierdził,
a później zaczął wymieniać.
Widział
rozkład w żarówce, która się przepala, w ołówku, który ciągle
musi być ostrzony, w nożu, który przestaje być ostry. Podawał
kolejno przykłady, aż wreszcie wskazał na płatki owsiane stojące
na blacie, których, w ich mieszkaniu, nigdy nie brakowało – Adam
je kochał – i stwierdził, że nawet one można tak zdefiniować,
a później dodał, że, biorąc pod uwagę resztę ich
współlokatorów, określają też krótkotrwałość. Wtedy zaczęli
się śmiać i nie mogli przestać. To wydawało się absurdalne dla
postaci. Jednakże teraz, po kilku latach właśnie tym stały się
dla niej płatki owsiane – definicją rozkładu czasu, świata,
ludzi. Myśl o tym wywołuje jej uśmiech, pomimo tego
przygnębiającego skojarzenia. Ostatnimi czasy całe swoje życie
mogłaby sprowadzić właśnie do nich.
Ciąg dalszy nastąpi
(następna część ukaże się 11.02.2017r.)
Karton
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz